środa, 25 lutego 2015

Rozdział 7

Następnego dnia (dżinsy rurki, błękitna bluzka) mamy przygotować się do popołudniowej  prezentacji. Wszyscy Trybuci będą prezentować się przed narodem, czyli jechać powozem i w ogóle, żeby Nasturia i Podległe Królestwa zobaczyły, kto będzie się zabijał na Arenie. Sama radość. Odbędzie się to zaraz obok naszego Ośrodka. Będziemy jechać karetami, zaprzężonymi w dwa konie (kocham konie<3 - dop. aut.), ubrani w strój dopasowany do tego, co każde z naszych dystryktów reprezentuje. W przypadku Arendelle zwykle jest to prymitywny, sztywny, niezgrabny kryształ lodu. Bomba. Swoją drogą, mam nadzieję, że trafi mi się jakiś oryginalniejszy stylista.
Z tego powodu samym rankiem porywają mnie pomocnicy stylisty, którego, tak w ogóle, to nie znam, i kąpią mnie w jakichś olejkach, kremach, wyrywają mi każdy najmniejszy włosek na ciele, z wyjątkiem brwi i włosów na głowie. Syczę, kiedy Ava odrywa od mojej nogi wielki plaster. Moi styliści pracują tak żwawo, cały czas przy tym rozmawiając o tym, jakie wrażenie na nich zrobiłam (,,Wiesz, mam wrażenie, że dotrwasz do finałowej ósemki, a Jack pewnie wygra" - czemu, pytam się, CZEMU wszyscy naokoło muszą mi wypominać, że wspomogłam się zabić?! Gdyby nie ja, Jack już dawno by nie żył. Teraz to on zabije mnie!), że po dwóch godzinach prób ,,doprowadzenia mnie do pionu" zaczyna boleć mnie głowa. Mówię o tym Dorrie, a ona momentalnie pojawia się przy mnie z wielgachną pomarańczową tabletką, lekko przezroczystą (wyobraźcie sobie taki trzy razy większy, pomarańczowy Ibum;p - dop. aut.), którą, jak się domyślam, mam połknąć. W pałacu nie mieliśmy leków. Co prawda koło rynku była apteka, ale nikt nie miał hajsu na leki. Ani w zamku, ani w mieście.
Moimi stylistami pomocniczymi są Dorrie, Ava i Margaret. Dorrie jasnoniebieskie włosy, z kilkoma ciemniejszymi pasemkami spięte w kucyka. Margaret ma fioletowe włosy z zielonymi pasemkami i prostą grzywką, którą macha za każdym razem, kiedy się odwraca, związane w dwie kitki. Z twarzy Avy praktycznie nigdy nie schodzi uśmiech, w dodatku ma te swoje płomienne dziko rude włosy, związane w skomplikowanego koka z tyłu głowy, czym bardzo przypomina mi Annę, chociaż jej włosy są bardziej ogniste. Na tą myśl w moich oczach stają łzy. Ale i ona myśli tylko i wyłącznie o sobie, i jest zdecydowanie zbyt płytka, by zastąpić mi Annę.
Kiedy stylistki ze swoimi oszałamiającymi, w nie do końca pozytywnym tego słowa znaczeniu, fryzurami kończą ,,doprowadzać mnie do pionu", każą mi leżeć i czekać, aż pojawi się mój kompletnie mi nieznany i obcy stylista.
- Nie przejmuj się. - szepnęła mi Margaret. - Peter to dobry człowiek. Zajmie się tobą. Jeszcze nie widziałaś go w akcji, bo to jego pierwszy rok pomagania przy Głodowych Igrzyskach, ale miałam okazję zobaczyć jego dzieła - najcudowniejsze ubrania, jakie widziałam. Masz szczęście, że możesz z nim pracować. - uśmiechnęła się do mnie rozbrajająco, po czym wyszła, machając biodrami. Co prawda jej słowa były dla mnie kojące, ale czy oni zawsze muszą mówić z tym nasturiańskim akcentem? I tak machać tym tyłkiem na lewo i prawo?!
Nie zdążyłam się nad tym zastanowić, bo do sali wszedł ciemnoskóry, przystojny mężczyzna. Przyjrzał mi się dokładnie, siedzącej na łóżku, na którym zajmowały się mną Ava, Dorrie i Margaret. Podszedł do wielkiego telewizora, przed którym była jakaś dziwaczna klawiatura, i zaczął klikać na niej różne przyciski, które zmieniały coś na telewizorze.
- Jesteś tu nowy? - drgnął lekko, ale wrócił do pisania.
- Tak. Ty jesteś Elsa?
- Mhm. Ty podobno Peter?
- Tak jest. Wolisz biały czy niebieski?
- Niebieski. Więc, skoro jesteś tu nowy, pewnie dlatego przydzielili ci Arendelle?
Trybuci z Arendelle zwykle są ubrani w coś, co wygląda jak folia aluminiowa, więc nikt nie chce być ich stylistą, bo nie mają lepszego pomysłu.
- Sam poprosiłem o Arendelle.
No cóż, zaskakujące.
Kolejne dwie godziny spędziliśmy na rozmowie, mimo tego, że Peter cały czas był odwrócony do ekranu na ścianie. W końcu przestał pisać i wyszedł. Czekałam na niego może dziesięć minut. Wrócił, z wieszakiem w ręce. Otwarłam usta z wrażenia. Nie, nie z powodu wieszaka, ale z powodu tego, co na nim  wisiało.
Ten strój w ogóle nie przypominał charakteryzującej Arendelle bryły lodu. To była zgrabna, niebieska sukienka, która wyglądała, jakby była zrobiona z lodu. posypana milionem srebrzystych cekinów. miała koronkowe rękawy i była magiczna.
Peter uśmiechnął się, widząc moją reakcję.
- Fajne, nie sądzisz? Chyba, że wolisz wrócić do folii aluminiowej.
- Boże, nigdy w życiu!

_________________
_____________________

Czekaliśmy w jakimś niewielkim, ja na Nasturię, pomieszczeniu. Przy wyjściu czekali gotowi do wyjazdu trybuci z Pierwszego Królestwa. My jako Dwunaste, jechaliśmy na końcu, więc zamykaliśmy cały pochód. Jechaliśmy w odstępach dwudziestu metrów od siebie. Ava nałożyła mi makijaż - fioletowy cień do powiek i czerwoną szminkę (po czym dodała, że wcale nie musiała bardzo się starać) Byłam ubrana w sukienkę zrobioną przez Petera, a Jack w srebrzysty garnitur. Matko boska, wyglądał tak seksownie, że nie byłam pewna, czy nie przewrócę się, stojąc obok niego. 
- Jeszcze jedno - powiedział North, po całym wykładzie pełnym zakazów i nakazów. - Macie zgrywać przyjaciół, niezależnie od tego, kim dla siebie jesteście. - wymieniliśmy z Jackiem spojrzenia. - Ta teoria wrogości jest nudna. Wy - jesteście przyjaciółmi. Jasne? - warknął.
Niechętnie pokiwałam głową. 
- Macie się uśmiechać i posyłać całuski do publiczności. - w tym samym momencie wystartował pierwszy rydwan.
Drugi, trzeci.
- Uwaga na twoją pelerynę - szepcze do mnie Peter. - Arendelle dostarcza lód. A ty jesteś królową śniegu. 
Oparłam się ręką o brzeg rydwanu. On wie? Skąd?!
Czwarty, piąty, szósty.
Peter spojrzał ma moją rękę, którą trzymałam na barierce.
Siódmy, ósmy, dziewiąty.
Podążam wzrokiem za jego spojrzeniem.
Dziesiąty.
Koło mojej dłoni, brzeg rydwanu pokrywa szron. Cholera! Nie założyłam rękawiczek! Jaka ja jestem tępa... Przecież stres zżerał mnie od środka, jak to możliwe, że jeszcze nie założyłam rękawiczek? Jak to możliwe, że jeszcze nic nie zamroziłam? No cóż, teraz już nie mam szans utrzymać tego w sekrecie. Chociaż...
Patrzę prosząco na Petera. Nie widzę w jego spojrzeniu strachu, tylko czyste zainteresowanie i uwagę. Rozumie mnie bez słów.
Zagaduje do Jacka, który teraz staje tyłem do mnie. Nie słyszę, o czym gadają, w uszach mi szumi. Dotykam ponownie palcem barierki i cała pokrywa się szronem. To wygląda całkiem wiarygodnie, prawda? W końcu dostarczamy do Nasturii lód. 
Jedenasty. 
Dziękuję Peterowi spojrzeniem.
Nasz rydwan rusza, a ja kątem oka widzę, jak North próbuje coś do nas krzyknąć. Nie słyszę, co, ale domyślam się. Łapię Jacka za rękę. Odwracam się i widzę, jak Mikołaj unosi kciuk do góry i uśmiecha się szeroko. 
Publiczność zaczyna piszczeć na nasz widok. Pewnie są zaskoczeni. Zgodnie z zaleceniami Northa uśmiecha się i macham do ludzi. Owacje stają się głośniejsze. Ściskam mocniej rękę Jacka. Zaraz mnie szlag trafi. Strach, Jack, wrzask tłumu, oszroniony rydwan. Czemu, ach, czemu, nie założyłam tych cholernych rękawiczek?!
Dopiero w tej chwili uświadamiam sobie, że najpewniej zablokowałam dopływ krwi do ręki Jacka. Rozluźniam uścisk, ale on łapie mnie mocniej i szepcze:
- Nie puszczaj mnie. Boję się, że się przewrócę. A teraz zaśmiej się, jakbym powiedział coś zabawnego. Pamiętaj, przyjaciele.
Zaśmiałam się najbardziej, jak tylko mogłam. I poczerwieniałam ze złości. Dlaczego on ma mi mówić, kiedy mam się śmiać? 
Pewnie wyglądało to, jakby on mnie skomplementował, a ja się zarumieniłam. 
Widzę, jak w moim kierunku leci róża. łapię ją i posyłam całusa w kierunku, z którego leciała. Publiczność krzyczy głośniej. Każdy pragnie mojego pocałunku. 
Po jakiś dwudziestu minutach stania,ściskania ręki Jacka, machania i suszenia zębów czuję się wykończona. North podchodzi do nas i mówi ,,Dobra robota!" po czym znika w tłumie. Oddycham ciężko i zamierzam już odejść, kiedy słyszę za plecami:
- Powinnaś częściej się zamrażać. Daję głowę, że patrzyli tylko na ciebie - uśmiecha się do mnie, po swojemu, zawadiacko i rozbrajająco. - Z lodem ci do twarzy.
Czuję nagły przypływ zimna, a potem moje ciało zalewa fala gorąca. Ten komplement zdaje się zawisnąć w powietrzu, wykuwać się na moim zamrożonym sercu. Nie miałam pojęcia, że ktoś mógł u mnie wywołać tak silne uczucia, po tym, jak przez szesnaście lat starałam się ich pozbawić. Teraz wszystkie nagle wróciły, pod postacią słów Jacka, niemal zwalając mnie z nóg.
Daj spokój, myślę. Usypia twoją czujność. Nie ufaj mu. On kombinuje, jak cię zabić.
Ale przecież na mogę zagrać tak samo.
Staję na palcach i całuję go w sam środek jego ciepłych ust.


________________________



3 komentarze = next;)
Kocham<3
Queen^^

12 komentarzy:

  1. POCAŁUNEK :3 Szkoda, że to tylko gra. Chociaż uczucia Elsy po komplemencie Jacka dają wątpliwości co do tego... Czy sukienka, którą zaprojektował Peter była taka, jak ta, którą stworzyła sobie Elsa w Krainie Lodu? Tak mi jakoś opis pasuje ;-) Coś nie sądzę, żeby Jack chciał zabić Królową Śniegu... Nie po tym co zrobiła...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale Elsie się wydaje, że on chce ją, eee... Chce uśpić jej czujność, żeby ją potem zabić 3:)
      Tak to ta kiecka;)
      nie chcę spoilerować, dlatego nie powiem, czy Jack będzie chciał ją zabić, czy nie (och ja złaa)
      :*

      Usuń
  2. bardzo fajny rozdział czekam na next.

    OdpowiedzUsuń
  3. popieram ankę. Ha 3 komentarz! Teraz next musi być!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale od trzech różnych osób, mnie nie licząc:3 thx;)

      Usuń
    2. A jakbym z innego konta napisała? xD (którego nie mam ale ciii)

      Usuń
  4. Yyy Yyy mam rozdziawione usta że cho cho cho. Beso, Beso było Beso trwała lala Aaaaaa aaa Aaaaaa Głupawka cholera jasna
    ps. Beso- z hiszpańskiego pocałunek
    ty to mnie nakręcasz. ; D xDDDDD

    OdpowiedzUsuń
  5. wtf, Elsa! XD Ogarnij się w końcu, nie mogłaś kurde w policzek!? XD Miała być przyjaźń, nie romans.XD

    OdpowiedzUsuń