Pierwszy i najgorszy etap depresji już za mną. Pogodziłam się z kilkuminutową śmiercią monsza... Ale nadal nie pogodziłam się z ich brokiem szczęśliwego zakończenia na koniec 4 sezonu >.< No dobra, ja znowu o OUAT:P
Ale skoro już o tym mowa...
http://video.anyfiles.pl/Once+Upon+a+Time+S01E01+PL/Kino+i+TV/video/23606
Link^^ Pierwszy odcinek, ale uwaga: tam jest, że ''Książę JERZY". W późniejszych tłumaczeniach książę James, czasami po angielsku ''prince Charming" i to oznacza po polsku ''Książę z Bajki", ale zdarza się tłumaczenie ''Książę Uroczy" (-_-). I jeszcze ten Titelitury... tak to wszystko dziwnie tłumaczą:P Kiedy pisze Titelitury, słychać ''Rumplestiltskin". I tak to też jest w późniejszych tłumaczeniach (w sensie tych do późniejszych odcinków)^^
Ale skoro już o tym mowa...
http://video.anyfiles.pl/Once+Upon+a+Time+S01E01+PL/Kino+i+TV/video/23606
Link^^ Pierwszy odcinek, ale uwaga: tam jest, że ''Książę JERZY". W późniejszych tłumaczeniach książę James, czasami po angielsku ''prince Charming" i to oznacza po polsku ''Książę z Bajki", ale zdarza się tłumaczenie ''Książę Uroczy" (-_-). I jeszcze ten Titelitury... tak to wszystko dziwnie tłumaczą:P Kiedy pisze Titelitury, słychać ''Rumplestiltskin". I tak to też jest w późniejszych tłumaczeniach (w sensie tych do późniejszych odcinków)^^
Dzisiaj miałam egzamin techniczny ze skrzypiec. Dostałam +4... No nic. Mogło być gorzej:D
Do pracy, rodacy!^^
_______________
________________________________
Jakieś trzydzieści metrów przede mną znajduje się srebrna tarcza rogu obfitości. Każdy trybut jest w takiej samej odległości, co ja. Jesteśmy na polanie. Za rogiem widzę pustkę. To oznacza, że jest tam stromizna, może nawet urwisko. Po prawej jest jezioro i mokradła, z których wystaje trzcina. Całe szczęście, po lewej i z tyłu znajduje się las mieszany. To tam właśnie kazałby mi biec North, i to natychmiast. Skupiam wzrok na rogu. Ma on około czterech metrów wysokości i wylewają się z niego rzeczy niezbędne do przetrwania na Arenie. W rogu zauważam blask światła odbijanego od wszelakiej broni. Koło rogu widzę zwinięty namiot, który pozwoliłby mi się cieszyć suchością w każdych warunkach pogodowych. Im dalej leżą rzeczy, tym mniejszą mają wartość.
Mam sześćdziesiąt sekund. Tyle właśnie mam stać na metalowej tarczy, która wyniosła mnie na ziemię. Jeżeli opuszczę ją wcześniej, rozsiane po całej łące miny miny rozniosą mnie w drobny mak. Mogę zacząć biec dopiero, gdy gong oznajmi start. North wyraźnie mówił, by znaleźć źródło wody i zwiększyć dystans od innych rywali. Walczę jednak z pokusą, ogromną pokusą. Tyle skarbów leży niemal na wyciągnięcie ręki. Przy wylocie rogu zauważam pojedynczy, srebrny łuk, i kołczan ze strzałami. Nie wiem dokładnie, ile ich tam jest, ale na pewno wystarczająco, by rozstrzelać połowę rywali.
Jest mój, myślę. Jest przeznaczony dla mnie.
Gorączkowo główkuję. Jestem szybka i drobna, prawdopodobnie nikt nie zorientuje się, że próbuję go zdobyć, dopóki nie będzie za późno. North nigdy nie widział, jak biegam. Może wtedy doradziłby mi, żebym spróbowała zdobyć broń. Przybieram pozycję gotową do biegu, ale nagle zauważam Jacka. Jest szósty lub ósmy z mojej prawej strony. Nie jestem pewna, słońce świeci mi prosto w oczy. Chyba kręci głową. Kiedy zastawawiam się, o co mu chodziło, rozlega się głuchy brzdęk.
Cholera, zagapiłam się! Jakieś dwie sekundy tuptam nerwowo w miejscu, podejmując decyzję, po czy rzucam się w kierunku rogu. Wiele osób jest przede mną. Przeklinam w głowie Jacka. Przez niego straciłam prawdopodobnie jedyną szansę na zdobycie łuku! Bez niego praktycznie nie mam szans.
Mam sześćdziesiąt sekund. Tyle właśnie mam stać na metalowej tarczy, która wyniosła mnie na ziemię. Jeżeli opuszczę ją wcześniej, rozsiane po całej łące miny miny rozniosą mnie w drobny mak. Mogę zacząć biec dopiero, gdy gong oznajmi start. North wyraźnie mówił, by znaleźć źródło wody i zwiększyć dystans od innych rywali. Walczę jednak z pokusą, ogromną pokusą. Tyle skarbów leży niemal na wyciągnięcie ręki. Przy wylocie rogu zauważam pojedynczy, srebrny łuk, i kołczan ze strzałami. Nie wiem dokładnie, ile ich tam jest, ale na pewno wystarczająco, by rozstrzelać połowę rywali.
Jest mój, myślę. Jest przeznaczony dla mnie.
Gorączkowo główkuję. Jestem szybka i drobna, prawdopodobnie nikt nie zorientuje się, że próbuję go zdobyć, dopóki nie będzie za późno. North nigdy nie widział, jak biegam. Może wtedy doradziłby mi, żebym spróbowała zdobyć broń. Przybieram pozycję gotową do biegu, ale nagle zauważam Jacka. Jest szósty lub ósmy z mojej prawej strony. Nie jestem pewna, słońce świeci mi prosto w oczy. Chyba kręci głową. Kiedy zastawawiam się, o co mu chodziło, rozlega się głuchy brzdęk.
Cholera, zagapiłam się! Jakieś dwie sekundy tuptam nerwowo w miejscu, podejmując decyzję, po czy rzucam się w kierunku rogu. Wiele osób jest przede mną. Przeklinam w głowie Jacka. Przez niego straciłam prawdopodobnie jedyną szansę na zdobycie łuku! Bez niego praktycznie nie mam szans.
Trzymam się najdalej od rogu, jak to możliwe, żeby cokolwiek zdobyć. Łapię jeden bochenek chleba i zwój materiału. Zdobycze są jednak marne, a ja szokuję moją racjonalną stronę, że daję radę wymyślić tyle nowych przekleństw, jednocześnie będąc księżniczką i walcząc o moje życie z dwudziestoma trzema trybutami. Eh, chrzanić tą księżniczkę! Moja szlachetna strona nie pomaga mi przeżyć. Wręcz przeciwnie.
Chwytam średniej wielkości, pomarańczowy plecak jednocześnie z chłopakiem chyba z Dziesiątki. Siłuję się z nim chwilę, dopóki nóż nie ląduje mu w plecach. Chwieje się i pluje na mnie krwią. Cofam się o krok.
Czy to się dzieje naprawdę? Może gdybym dała mu ten plecak, uciekłby i przeżył. Wszystkie odgłosy walki naokoło mnie stają się jakieś stłumione, Przed moimi oczami tworzy się czarna plama. Czas staje w miejscu. Jestem tak oszołomiona, że nawet moc nie wycieka z moich rąk, i ten mały szczegół pozwala mi odzyskać równowagę. Szukam zabójcy chłopaka i dostrzegam dziewczynę z Dwójki, Roszpunkę, jakieś dwadzieścia metrów ode mnie, szykującą się do rzutu nożem. Widziałam, jak trenowała na sali. Nigdy nie spudłowała.
Zmuszam zdrętwiałe nogi do biegu. Rany! Chyba jeszcze nigdy nie biegłam szybciej. Może w obliczu śmierci robi się wszystko lepiej. Odwracam się na chwilę i widzę, jak wypuszcza nóż z ręki. Instynktownie unoszę plecak, a nóż z głuchym świstem wbija się w niego. Słyszę stłumione przekleństwo dziewczyny. Uśmiecham się. Dzięki za nóż, myślę.
Dopiero na skraju lasu odważam się ponownie spojrzeć za siebie. Kilka osób toczy zacięty pojedynek, kilka martwych ciał leży na ziemi. Dostrzegam blondynkę i jej chłopaka z czwartego dystryktu, jak uciekają do lasu. Troska o moich wrogów nie jest właściwa na Arenie, ale jestem wniebowzięta, że udało im się uciec. Zasługują na szczęśliwe zakończenie. Kochają się.
***
Przez następne kilka godzin na zmianę maszeruję i biegnę. Dopiero po zachodzie słońca postanawiam znaleźć jakieś drzewo odpowiednie do tego, by spędzić na nim noc. I po jakimś czasie rzeczywiście je znajduję - jest wysokie, otoczone innymi drzewami i ma rozgałęzienie idealne do spania. Wchodzę na nie i przeglądam zawartość plecaka, do którego wcześniej wsadziłam chleb. Materiał gdzieś zgubiłam.
W plecaku znajduję dwie paczki krakersów, paczkę paluszków, dziwaczne okulary, zwój drutu, butelkę wody i śpiwór. Cóż, przynajmniej mam coś na starcie. Zostawiam plecak na drzewie, a sama schodzę i zastawiam jedną pułapkę. Może do jutra coś się w nią złapie i będę miała śniadanie. Tymczasem wracam na górę i pochłaniam pół bochenka chleba i pół paczki krakersów. To mój pierwszy dzień, nie mogę już dziś głodować.
Nagle słyszę hymn. No tak. Na koniec każdego dnia na niebie wyświetlają się twarze zabitych trybutów, i liczbę pozostałych przy życiu. Co prawda zaraz potem jak ktoś umrze, słychać strzał armaty, to jednak nie zawsze jest on słyszalny - na przykład kiedy jest burza. Zdarza się, że pod koniec dnia Caesar Flickerman ogłasza ucztę. To dość ciekawe wydarzenie - zaprasza się wszystkich trybutów pod róg obfitości, gdzie czekają na nich różne rzeczy - czasami rzeczywiście jest to jedzenie, ale może to równie dobrze być lekarstwo dla śmiertelnie chorego trybuta. Dzisiaj jednak nikt nas na nic nie zaprasza - to dopiero pierwszy dzień, na razie wszyscy trzymają się dzielnie, a przynajmniej próbują.
Na niebie kolejno wyświetlają się zdjęcia zabitych - dziewczyna z Trójki; chłopak z Piątki; chłopak z Siódemki; obydwoje trybutów z Ósemki i Dziewiątki, i oczywiście chłopak z Dziesiątki. To razem osiem. Ośmioro dzieciaków straciło dzisiaj życie przez kaprys Nasturii.
Wpakowałam się do śpiwora. Peter miał rację - noce są tu wyjątkowo zimne. Ja mam jednak śpiwór i mogę się cieszyć ciepłem prze całą noc...
O czwartej nad ranem orientuję się jednak, że nie wszyscy mają tak dobrze. Budzi mnie trzask palonego drewna. Jakieś dziesięć metrów ode mnie dziewczyna z Dziesiątki rozpaliła ognisko. Zgrzytam zębami. Co za idiotka! Rozpalić ognisko w środku nocy? Zawodowcy na pewno już są razem i szukają innych, samotnych trybutów. Ognisko jest równoznaczne z ,,Hej, ludzie! Jestem tutaj! Znajdźcie mnie! Czekam!"
Rozumiem, że nie wszystkim starczyło odwagi lub determinacji, by zdobyć śpiwór, ale trudno! Trzeba zacisnąć zęby i wytrzymać do rana.
Dla mnie to nawet dobrze. Zaraz ją znajdą i kolejny wróg z głowy. Problem polega na tym, że jestem zaraz obok niej. Jeśli rozjaśni się, zanim zawodowcy tu przyjdą, prawdopodobnie mnie znajdą. I tu właśnie leży problem: jeśli nie znajdą jej zaraz, sama się z nią rozprawię, a nie chcę mieć życia n sumieniu.
Przez jakieś dwie godziny leżę i przeklinam głupotę dziewczyny z Dziesiątki, ale spinam się na dźwięk łamanej gałęzi. Dziewczyna jednak śpi. Po chwili słyszę błagania o litość, jednak wiem, że i tak nic z tego. Słyszę śmiech męskiego głosu i odgłosy przybijania piątek. Dźwięki są coraz bliżej, a to znaczy, że Zawodowcy zmierzają w moim kierunku. Słyszę radosną rozmowę, ale nie jestem w stanie rozróżnić słów. Dopiero po pewnym czasie mi się to udaje.
- To było banalnie. Dotychczas nie mogę uwierzyć, że była taka głupia.
- Jesteś pewien, że nie żyje?
- Tak, dobrze wiem, gdzie ciąłem - zaśmiał się obrzydliwie.
- To dlaczego jeszcze nie słyszeliśmy armaty?
- Może jest za wcześnie?
Prychnięcie.
- Daj spokój, zabiliśmy ją dobrze dziesięć minut temu!
Wybucha kłótnia. Leżę nieruchomo na rozgałęzieniu i słucham uważnie każdego słowa. Nie patrzcie w górę, nie patrzcie w górę, nie patrzcie...
Moje gorączkowe błagania przerywa krzyk.
- Tracimy czas! Pójdę ją wykończyć i idziemy dalej.
Omal nie spadam z drzewa.
Rozpoznaję głos Jacka.
Wpakowałam się do śpiwora. Peter miał rację - noce są tu wyjątkowo zimne. Ja mam jednak śpiwór i mogę się cieszyć ciepłem prze całą noc...
O czwartej nad ranem orientuję się jednak, że nie wszyscy mają tak dobrze. Budzi mnie trzask palonego drewna. Jakieś dziesięć metrów ode mnie dziewczyna z Dziesiątki rozpaliła ognisko. Zgrzytam zębami. Co za idiotka! Rozpalić ognisko w środku nocy? Zawodowcy na pewno już są razem i szukają innych, samotnych trybutów. Ognisko jest równoznaczne z ,,Hej, ludzie! Jestem tutaj! Znajdźcie mnie! Czekam!"
Rozumiem, że nie wszystkim starczyło odwagi lub determinacji, by zdobyć śpiwór, ale trudno! Trzeba zacisnąć zęby i wytrzymać do rana.
Dla mnie to nawet dobrze. Zaraz ją znajdą i kolejny wróg z głowy. Problem polega na tym, że jestem zaraz obok niej. Jeśli rozjaśni się, zanim zawodowcy tu przyjdą, prawdopodobnie mnie znajdą. I tu właśnie leży problem: jeśli nie znajdą jej zaraz, sama się z nią rozprawię, a nie chcę mieć życia n sumieniu.
Przez jakieś dwie godziny leżę i przeklinam głupotę dziewczyny z Dziesiątki, ale spinam się na dźwięk łamanej gałęzi. Dziewczyna jednak śpi. Po chwili słyszę błagania o litość, jednak wiem, że i tak nic z tego. Słyszę śmiech męskiego głosu i odgłosy przybijania piątek. Dźwięki są coraz bliżej, a to znaczy, że Zawodowcy zmierzają w moim kierunku. Słyszę radosną rozmowę, ale nie jestem w stanie rozróżnić słów. Dopiero po pewnym czasie mi się to udaje.
- To było banalnie. Dotychczas nie mogę uwierzyć, że była taka głupia.
- Jesteś pewien, że nie żyje?
- Tak, dobrze wiem, gdzie ciąłem - zaśmiał się obrzydliwie.
- To dlaczego jeszcze nie słyszeliśmy armaty?
- Może jest za wcześnie?
Prychnięcie.
- Daj spokój, zabiliśmy ją dobrze dziesięć minut temu!
Wybucha kłótnia. Leżę nieruchomo na rozgałęzieniu i słucham uważnie każdego słowa. Nie patrzcie w górę, nie patrzcie w górę, nie patrzcie...
Moje gorączkowe błagania przerywa krzyk.
- Tracimy czas! Pójdę ją wykończyć i idziemy dalej.
Omal nie spadam z drzewa.
Rozpoznaję głos Jacka.
Przez ciebie nie mogę się skupić na rozdziale! Po kiego dałaś mi do rąk [oczu raczej] ten link? xD
OdpowiedzUsuńDobra, film się skończył.
UsuńNa końcówkę razem z Elsą musiałam się czegoś złapać, bo prawie spadłam z krzesła. Ale jak oni będą ginąć w takim tempie to niedługo niewiele ich zostanie. Szkoda, że Elsa nie zdobyła łuku, lepiej trzymać wrogów na odległość, bo w walce wręcz, raczej nie ma szans ze swoją posturą. Zaraz zacznę oceniać jej możliwości bitewne :P
A co do linku, o który mnie prosiłaś w komentarzu pod poprzednim rozdziałem: pojawi się na moim blogu.
Idę szukać dalszych odcinków.
o.O dobra czytałam tą książke ale tak czy siak zawsze daje emocje xD
OdpowiedzUsuńNareszcie! Jest rozdział! Jaki świetny rozdział! Tylko nie rób Elsie krzywdy! Czekam na next!
OdpowiedzUsuńJa-cie-kręce to... jest Supet! Spadlam z lozka (prawie) jak dowiedzialam sie ze to glos Frost. Ciekawi mnie czy Frost bedzie musial zabic El ale on sie przelamie i jej nie zabije?
OdpowiedzUsuńPozdro
Czekam!
OdpowiedzUsuńA myślałam że odeszłaś ale nie jupiiiiiiii super i to co wszyscy czwkam na next.
OdpowiedzUsuńNo nareszcie rozdział! Jak zwykle super :)
OdpowiedzUsuńTak wiem.... dodam dzisiaj obiecuje! Tylko potem...
Nie zabijaj mnie w poniedziałek cyrklem!
Prosze..
Boski rozdział!!! Nie mogę się doczekać kolejnego! Jak się cieszę, że wróciłaś. :) Nie mogę się doczekać kolejnego
OdpowiedzUsuńJacka?!?!?!? O kurwa O.o
OdpowiedzUsuń