piątek, 22 maja 2015

Rozdział 11

Pierwszy i najgorszy etap depresji już za mną. Pogodziłam się z kilkuminutową śmiercią monsza... Ale nadal nie pogodziłam się z ich brokiem szczęśliwego zakończenia na koniec 4 sezonu >.< No dobra, ja znowu o OUAT:P
Ale skoro już o tym mowa...
http://video.anyfiles.pl/Once+Upon+a+Time+S01E01+PL/Kino+i+TV/video/23606
Link^^ Pierwszy odcinek, ale uwaga: tam jest, że ''Książę JERZY". W późniejszych tłumaczeniach książę James, czasami po angielsku ''prince Charming" i to oznacza po polsku ''Książę z Bajki", ale zdarza się tłumaczenie ''Książę Uroczy" (-_-). I jeszcze ten Titelitury... tak to wszystko dziwnie tłumaczą:P Kiedy pisze Titelitury, słychać ''Rumplestiltskin". I tak to też jest w późniejszych tłumaczeniach (w sensie tych do późniejszych odcinków)^^
Dzisiaj miałam egzamin techniczny ze skrzypiec. Dostałam +4... No nic. Mogło być gorzej:D
Do pracy, rodacy!^^

_______________
________________________________


Jakieś trzydzieści metrów przede mną znajduje się srebrna tarcza rogu obfitości. Każdy trybut jest w takiej samej odległości, co ja. Jesteśmy na polanie. Za rogiem widzę pustkę. To oznacza, że jest tam stromizna, może nawet urwisko. Po prawej jest jezioro i mokradła, z których wystaje trzcina. Całe szczęście, po lewej i z tyłu znajduje się las mieszany. To tam właśnie kazałby mi biec North, i to natychmiast. Skupiam wzrok na rogu. Ma on około czterech metrów wysokości i wylewają się z niego rzeczy niezbędne do przetrwania na Arenie. W rogu zauważam blask światła odbijanego od wszelakiej broni. Koło rogu widzę zwinięty namiot, który pozwoliłby mi się cieszyć suchością w każdych warunkach pogodowych. Im dalej leżą rzeczy, tym mniejszą mają wartość.
Mam sześćdziesiąt sekund. Tyle właśnie mam stać na metalowej tarczy, która wyniosła mnie na ziemię. Jeżeli opuszczę ją wcześniej, rozsiane po całej łące miny miny rozniosą mnie w drobny mak. Mogę zacząć biec dopiero, gdy gong oznajmi start. North wyraźnie mówił, by znaleźć źródło wody i zwiększyć dystans od innych rywali. Walczę jednak z pokusą, ogromną pokusą. Tyle skarbów leży niemal na wyciągnięcie ręki. Przy wylocie rogu zauważam pojedynczy, srebrny łuk, i kołczan ze strzałami. Nie wiem dokładnie, ile ich tam jest, ale na pewno wystarczająco, by rozstrzelać połowę rywali.
Jest mój, myślę. Jest przeznaczony dla mnie.
Gorączkowo główkuję. Jestem szybka i drobna, prawdopodobnie nikt nie zorientuje się, że próbuję go zdobyć, dopóki nie będzie za późno. North nigdy nie widział, jak biegam. Może wtedy doradziłby mi, żebym spróbowała zdobyć broń. Przybieram pozycję gotową do biegu, ale nagle zauważam Jacka. Jest szósty lub ósmy z mojej prawej strony. Nie jestem pewna, słońce świeci mi prosto w oczy. Chyba kręci głową. Kiedy zastawawiam się, o co mu chodziło, rozlega się głuchy brzdęk.
Cholera, zagapiłam się! Jakieś dwie sekundy tuptam nerwowo w miejscu, podejmując decyzję, po czy rzucam się w kierunku rogu. Wiele osób jest przede mną. Przeklinam w głowie Jacka. Przez niego straciłam prawdopodobnie jedyną szansę na zdobycie łuku! Bez niego praktycznie nie mam szans.
Trzymam się najdalej od rogu, jak to możliwe, żeby cokolwiek zdobyć. Łapię jeden bochenek chleba i zwój materiału. Zdobycze są jednak marne, a ja szokuję moją racjonalną stronę, że daję radę wymyślić tyle nowych przekleństw, jednocześnie będąc księżniczką i walcząc o moje życie z dwudziestoma trzema trybutami. Eh, chrzanić tą księżniczkę! Moja szlachetna strona nie pomaga mi przeżyć. Wręcz przeciwnie.
Chwytam średniej wielkości, pomarańczowy plecak jednocześnie z chłopakiem chyba z Dziesiątki. Siłuję się z nim chwilę, dopóki nóż nie ląduje mu w plecach. Chwieje się i pluje na mnie krwią. Cofam się o krok.
Czy to się dzieje naprawdę? Może gdybym dała mu ten plecak, uciekłby i przeżył. Wszystkie odgłosy walki naokoło mnie stają się jakieś stłumione, Przed moimi oczami tworzy się czarna plama. Czas staje w miejscu. Jestem tak oszołomiona, że nawet moc nie wycieka z moich rąk, i ten mały szczegół pozwala mi odzyskać równowagę. Szukam zabójcy chłopaka i dostrzegam dziewczynę z Dwójki, Roszpunkę, jakieś dwadzieścia metrów ode mnie, szykującą się do rzutu nożem. Widziałam, jak trenowała na sali. Nigdy nie spudłowała.
Zmuszam zdrętwiałe nogi do biegu. Rany! Chyba jeszcze nigdy nie biegłam szybciej. Może w obliczu śmierci robi się wszystko lepiej. Odwracam się na chwilę i widzę, jak wypuszcza nóż z ręki. Instynktownie unoszę plecak, a nóż z głuchym świstem wbija się w niego. Słyszę stłumione przekleństwo dziewczyny. Uśmiecham się. Dzięki za nóż, myślę.
Dopiero na skraju lasu odważam się ponownie spojrzeć za siebie. Kilka osób toczy zacięty pojedynek, kilka martwych ciał leży na ziemi. Dostrzegam blondynkę i jej chłopaka z czwartego dystryktu, jak uciekają do lasu. Troska o moich wrogów nie jest właściwa na Arenie, ale jestem wniebowzięta, że udało im się uciec. Zasługują na szczęśliwe zakończenie. Kochają się.

***

Przez następne kilka godzin na zmianę maszeruję i biegnę. Dopiero po zachodzie słońca postanawiam znaleźć jakieś drzewo odpowiednie do tego, by spędzić na nim noc. I po jakimś czasie rzeczywiście je znajduję - jest wysokie, otoczone innymi drzewami i ma rozgałęzienie idealne do spania. Wchodzę na nie i przeglądam zawartość plecaka, do którego wcześniej wsadziłam chleb. Materiał gdzieś zgubiłam.
W plecaku znajduję dwie paczki krakersów, paczkę paluszków, dziwaczne okulary, zwój drutu, butelkę wody i śpiwór. Cóż, przynajmniej mam coś na starcie. Zostawiam plecak na drzewie, a sama schodzę i zastawiam jedną pułapkę. Może do jutra coś się w nią złapie i będę miała śniadanie. Tymczasem wracam na górę i pochłaniam pół bochenka chleba i pół paczki krakersów. To mój pierwszy dzień, nie mogę już dziś głodować.
Nagle słyszę hymn. No tak. Na koniec każdego dnia na niebie wyświetlają się twarze zabitych trybutów, i liczbę pozostałych przy życiu. Co prawda zaraz potem jak ktoś umrze, słychać strzał armaty, to jednak nie zawsze jest on słyszalny - na przykład kiedy jest burza. Zdarza się, że pod koniec dnia Caesar Flickerman ogłasza ucztę. To dość ciekawe wydarzenie - zaprasza się wszystkich trybutów pod róg obfitości, gdzie czekają na nich różne rzeczy - czasami rzeczywiście jest to jedzenie, ale może to równie dobrze być lekarstwo dla śmiertelnie chorego trybuta. Dzisiaj jednak nikt nas na nic nie zaprasza - to dopiero pierwszy dzień, na razie wszyscy trzymają się dzielnie, a przynajmniej próbują. 
Na niebie kolejno wyświetlają się zdjęcia zabitych - dziewczyna z Trójki; chłopak z Piątki; chłopak z Siódemki; obydwoje trybutów z Ósemki i Dziewiątki, i oczywiście chłopak z Dziesiątki. To razem osiem. Ośmioro dzieciaków straciło dzisiaj życie przez kaprys Nasturii.
Wpakowałam się do śpiwora. Peter miał rację - noce są tu wyjątkowo zimne. Ja mam jednak śpiwór i mogę się cieszyć ciepłem prze całą noc...
O czwartej nad ranem orientuję się jednak, że nie wszyscy mają tak dobrze. Budzi mnie trzask palonego drewna. Jakieś dziesięć metrów ode mnie dziewczyna z Dziesiątki rozpaliła ognisko. Zgrzytam zębami. Co za idiotka! Rozpalić ognisko w środku nocy? Zawodowcy na pewno już są razem i szukają innych, samotnych trybutów. Ognisko jest równoznaczne z ,,Hej, ludzie! Jestem tutaj! Znajdźcie mnie! Czekam!"
Rozumiem, że nie wszystkim starczyło odwagi lub determinacji, by zdobyć śpiwór, ale trudno! Trzeba zacisnąć zęby i wytrzymać do rana.
Dla mnie to nawet dobrze. Zaraz ją znajdą i kolejny wróg z głowy. Problem polega na tym, że jestem zaraz obok niej. Jeśli rozjaśni się, zanim zawodowcy tu przyjdą, prawdopodobnie mnie znajdą. I tu właśnie leży problem: jeśli nie znajdą jej zaraz, sama się z nią rozprawię, a nie chcę mieć życia n sumieniu.
Przez jakieś dwie godziny leżę i przeklinam głupotę dziewczyny z Dziesiątki, ale spinam się na dźwięk łamanej gałęzi. Dziewczyna jednak śpi. Po chwili słyszę błagania o litość, jednak wiem, że i tak nic z tego. Słyszę śmiech męskiego głosu i odgłosy przybijania piątek. Dźwięki są coraz bliżej, a to znaczy, że Zawodowcy zmierzają w moim kierunku. Słyszę radosną rozmowę, ale nie jestem w stanie rozróżnić słów. Dopiero po pewnym czasie mi się to udaje.
- To było banalnie. Dotychczas nie mogę uwierzyć, że była taka głupia.
- Jesteś pewien, że nie żyje?
- Tak, dobrze wiem, gdzie ciąłem - zaśmiał się obrzydliwie.
- To dlaczego jeszcze nie słyszeliśmy armaty?
- Może jest za wcześnie?
Prychnięcie.
- Daj spokój, zabiliśmy ją dobrze dziesięć minut temu!
Wybucha kłótnia. Leżę nieruchomo na rozgałęzieniu i słucham uważnie każdego słowa. Nie patrzcie w górę, nie patrzcie w górę, nie patrzcie...
Moje gorączkowe błagania przerywa krzyk.
- Tracimy czas! Pójdę ją wykończyć i idziemy dalej.
Omal nie spadam z drzewa.
Rozpoznaję głos Jacka.



wtorek, 19 maja 2015

Co tam 1#

Postanowiłam zrobić coś takiego: Nadal będę tu pisać historię Jacka i Elsy, ale kiedy tytuł posta to 'Co tam #cośtam' co znaczy, że są w nim zawarte informacje o tym, co się ostatnio u mnie dzieje, jaką książkę przeczytałam, jaki film obejrzałam, czy mam go w pogardzie czy mi się podobał. Dobra. Do roboty.

____________________

Once Upon a Time (OUAT w skrócie;D)

Najcudowniejszy serial świata. Działa na moją psychikę jak cholera, prawie przy każdym odcinku beczę. Jak pewnie zauważyliście, od jakiegoś miesiąca jak nie więcej nie ma rozdziału. Jak mogę pisać rozdział, sporo mój najukochańszy monsz (tak, zdaję sobie sprawę z błędu:P) umarł?!?!?! Ale spokojnie, bez nerwów. Po kolei.

Cała seria zaczyna się tym, jak do mieszkania Emmy Swan puka Henry, najsłodszy dziesięciolatek świata (po 4 sezonach już nie jest taki słodki:p). 'Cześć, jestem Henry. Jestem twoim synem'. Ja bym się trochę przeraziła, co nie? xD Po krórkich namowach Emma zgadza się zawieźć go do domu, do miasteczka Storybrooke, gdzie dzieje się właściwie cała teraźniejsza akcja. Dlaczego 'teraźniejsza'? Do tego dojdziemy za chwilę. Po kolejnych namowach, zgadza się zostać w spokojnym miasteczku jeszcze kilka dni. Henry z czasem zdobywa jej serce i Emma jest pewna, że chce odzyskać syna. Ale jest problem. Regina. Matka, która adoptowała chłopca.

Zacznijmy od tego, że w przeszłości, w Zaczarowanym Lesie stosunki między Złą Królową a Śnieżką nie były najpiękniejsze. Zła Królowa zazdrościła Śnieżce szczęśliwego zakończenia, ponieważ to właśnie księżniczka odebrała jej prawdziwą miłość (i ma rację, zołza jedna. Ale zrobiła to z dobrej woli). Postanawia więc rzucić klątwę na całą krainę. Klątwa ta miała przenieść wszystkich mieszkańców Zaczarowanego Lasu do Świata Bez Magii (czyli naszego świata). I zadziałała. Zgodnie z planem, wszyscy oprócz Reginy (Złej Królowej) stracili pamięć i zyskali fałszywe wspomnienia, na przykład Śnieżka była nauczycielką i miała wrażenie, że jest nią od zawsze.

Henry zdaje sobie sprawę z tego, że jego mama to Zła Królowa, a jego biologiczna mama jest Wybawicielką, mającą sprawić, że mieszkańcy Storybrooke odzyskają wspomnienia. Odzyskują. Po dwudziestu dwóch czterdziestominutowych odcinkach wydaje się, że wszystko zyskało równowagę. Każdy żyje, nikt nie jest w niebezpieczeństwie, mieszkańcy mają swoje wspomnienia.

Ale to dopiero początek. Serio, w porównaniu z 2 czy 3 sezonem to było DNO, chociaż mogłoby się wydawać, że serial nie ma już noc do roboty - nikt już nie czeka, wstrzymując oddech, aż Emma Swan złamie klątwę Złej Królowej.

Uuups! Chyba nie napisałam, kim jest Emma Swan. To córka Śnieżki i Księcia z Bajki, Jamesa. Urodziła się dokładnie wtedy, kiedy Regina rzucała klątwę, a jej rodzice, chcąc ją uratować, wsadzili ją do Magicznej Szafy i przenieśli do innego świata, Świata Bez Magii, do którego sami później trafili, tyle że bez wspomnień - Śnieżka nie ma pojęcia, że jest Śnieżką i ma córkę.

Czego uczy? Przede wszystkim tego, że złym się nie rodzi, tylko się staje, i że zawsze jest możliwość powrotu do dobra. Każdy ma swoją dobrą i złą stronę. Trzeba umieć przebaczyć. Przez zazdrość i zawiść możemy stracić wszystko. Serial ma masę morałów, tylko trzeba je umieć dostrzec.

Moimi ulubionymi postaciami są;
- Hook, rzecz jasna<3;
- Mulan;
- Philip;
- Emma;
- Victor Frankenstein;
- Belle;
- Snow;
- Robin Hood;
- Książę z Bajki (James);
- Piotruś Pan;
- Czerwony Kapturek/Wilk;
No wiem, dużo ich trochę, ale ich jest tak tyle... :P

1 SEZON
Opisuje złamanie klątwy i fragment przeszłościowych relacji postaci z bajek.

2 SEZON
Tu jest ciekawiej. Pojawia się w nim Aurora i książę Philip (<3), a nawet Mulan. W tym sezonie pojawia się kilka nowych bohaterów - Cora (matka Reginy), kapitan Hook (mega ciacho, mój monsz), Anton (olbrzym z Zaczarowaniej Fasoli), Jack (z Zaczarowaniej Fasoli, w ogóle to jest bardzo piękną kobietą ten Jack), Baelfire (syn Rumplestiltskina), i te wyżej wymienione i jeszcze kilka, o których zapewnie zapomniałam.

3 SEZON
Tu dopiero się dzieje! Chyba mój ulubiony. Nie ważne jak, Henty został uprowadzony na Nibylandię przez Piotrusia Pana(<3). Emma, Regina, Rumplestiltskin, Baelfire, Hook, Snow White i James chcą go uratować, ale jak to w OUAT, wszystko jest na odwót i nasz kochany Piotruś Pan jest zły, ale za to diabelsko przystojny. Gra go Robbie Kay, zna któś? :p W tej połowie rozkwita romans między córką Śnieżki a kapitanem Hookiem. Pierwszy pocałunek!<3<3<3
W drugiej polowie chcą pokonać Niegodziwą Czarownicę z Zachodu. Zelenę. Małpę jedną. W ostatnich dwóch odcinkach Emma i Hook przenoszą się przez portal czasowy do przeszłości i przez przypadek w drodze powrotnej biorą ze sobą pewną urnę...

4 SEZON
W której znajduje się Elsa:D No wiem, w końcu coś o Frozen:P Więc, Elsa chce znaleźć Annę i Kristoffa, w międzyczasie Hans podbija Arendelle, ale koniec końców widzimy jak Anna i Elsa trzymając się za rączki podążają ku ołtarzowi. Tak, tak, kończy się przełożonym o 30 lat ślubem Anny i Kristoffa.

I TU WŁAŚNIE SKOŃCZYŁAM OGLĄDAĆ.
Jednak dziędzi spoilerom ze strony Karolinki i oglądaniu filmików na YouTube życie me legło... w gruzach!!
W ostatnim odcinku umiera mój idol... mój mentor... mój monsz... mój bohater... mój skarb...

KAPITAN HOOK!!!

I to ginie z ręgi ojca jego dziewczyny.
Długa historia.
To wszystko jest naprawdę pokręcone.
I to zginą na oczach Emmy!
A ona właśnie wtedy, mądra nasza Wybawicielka, stwierdziła, że go kochała.
No nic.
Ale potem... Udaje się to wszystko odkręcić... Emma i Hook są razem... aż tu nagle...
EMMA STAJE SIĘ MROCZNYM!
PS.: Mroczny to taki ktoś, kto włada naprawdę potężną mocą, ale wierzcie mi, nie ma powodów do dumy.
I w końcu przez cholerne spoilery jestem w CZARNEJ DUPIE. Już przyzwyczaiłam się do Hooka, i na samą myśl o tym, że ma zginąć, nawet jeśli tylko na chwilę, chce mi się... płakać. I jak tu pisać rozdział? :/

Mam więc nadzieję, że trochę mnie bardziej rozumiecie.

Jakby ktoś miał pytanie co do historii jakiejś postaci z bajki lub kim jest w Storybrooke, proszę w komentarzach.

Trochę się rozpisałam, nie? xD

Pewbie i tak nie będzie chciało wam się tego czytać;c

No nic.

Ściskam mocno i całuję♡♡♡

Queen^^