Ale skoro już o tym mowa...
http://video.anyfiles.pl/Once+Upon+a+Time+S01E01+PL/Kino+i+TV/video/23606
Link^^ Pierwszy odcinek, ale uwaga: tam jest, że ''Książę JERZY". W późniejszych tłumaczeniach książę James, czasami po angielsku ''prince Charming" i to oznacza po polsku ''Książę z Bajki", ale zdarza się tłumaczenie ''Książę Uroczy" (-_-). I jeszcze ten Titelitury... tak to wszystko dziwnie tłumaczą:P Kiedy pisze Titelitury, słychać ''Rumplestiltskin". I tak to też jest w późniejszych tłumaczeniach (w sensie tych do późniejszych odcinków)^^
Mam sześćdziesiąt sekund. Tyle właśnie mam stać na metalowej tarczy, która wyniosła mnie na ziemię. Jeżeli opuszczę ją wcześniej, rozsiane po całej łące miny miny rozniosą mnie w drobny mak. Mogę zacząć biec dopiero, gdy gong oznajmi start. North wyraźnie mówił, by znaleźć źródło wody i zwiększyć dystans od innych rywali. Walczę jednak z pokusą, ogromną pokusą. Tyle skarbów leży niemal na wyciągnięcie ręki. Przy wylocie rogu zauważam pojedynczy, srebrny łuk, i kołczan ze strzałami. Nie wiem dokładnie, ile ich tam jest, ale na pewno wystarczająco, by rozstrzelać połowę rywali.
Jest mój, myślę. Jest przeznaczony dla mnie.
Gorączkowo główkuję. Jestem szybka i drobna, prawdopodobnie nikt nie zorientuje się, że próbuję go zdobyć, dopóki nie będzie za późno. North nigdy nie widział, jak biegam. Może wtedy doradziłby mi, żebym spróbowała zdobyć broń. Przybieram pozycję gotową do biegu, ale nagle zauważam Jacka. Jest szósty lub ósmy z mojej prawej strony. Nie jestem pewna, słońce świeci mi prosto w oczy. Chyba kręci głową. Kiedy zastawawiam się, o co mu chodziło, rozlega się głuchy brzdęk.
Cholera, zagapiłam się! Jakieś dwie sekundy tuptam nerwowo w miejscu, podejmując decyzję, po czy rzucam się w kierunku rogu. Wiele osób jest przede mną. Przeklinam w głowie Jacka. Przez niego straciłam prawdopodobnie jedyną szansę na zdobycie łuku! Bez niego praktycznie nie mam szans.
Wpakowałam się do śpiwora. Peter miał rację - noce są tu wyjątkowo zimne. Ja mam jednak śpiwór i mogę się cieszyć ciepłem prze całą noc...
O czwartej nad ranem orientuję się jednak, że nie wszyscy mają tak dobrze. Budzi mnie trzask palonego drewna. Jakieś dziesięć metrów ode mnie dziewczyna z Dziesiątki rozpaliła ognisko. Zgrzytam zębami. Co za idiotka! Rozpalić ognisko w środku nocy? Zawodowcy na pewno już są razem i szukają innych, samotnych trybutów. Ognisko jest równoznaczne z ,,Hej, ludzie! Jestem tutaj! Znajdźcie mnie! Czekam!"
Rozumiem, że nie wszystkim starczyło odwagi lub determinacji, by zdobyć śpiwór, ale trudno! Trzeba zacisnąć zęby i wytrzymać do rana.
Dla mnie to nawet dobrze. Zaraz ją znajdą i kolejny wróg z głowy. Problem polega na tym, że jestem zaraz obok niej. Jeśli rozjaśni się, zanim zawodowcy tu przyjdą, prawdopodobnie mnie znajdą. I tu właśnie leży problem: jeśli nie znajdą jej zaraz, sama się z nią rozprawię, a nie chcę mieć życia n sumieniu.
Przez jakieś dwie godziny leżę i przeklinam głupotę dziewczyny z Dziesiątki, ale spinam się na dźwięk łamanej gałęzi. Dziewczyna jednak śpi. Po chwili słyszę błagania o litość, jednak wiem, że i tak nic z tego. Słyszę śmiech męskiego głosu i odgłosy przybijania piątek. Dźwięki są coraz bliżej, a to znaczy, że Zawodowcy zmierzają w moim kierunku. Słyszę radosną rozmowę, ale nie jestem w stanie rozróżnić słów. Dopiero po pewnym czasie mi się to udaje.
- To było banalnie. Dotychczas nie mogę uwierzyć, że była taka głupia.
- Jesteś pewien, że nie żyje?
- Tak, dobrze wiem, gdzie ciąłem - zaśmiał się obrzydliwie.
- To dlaczego jeszcze nie słyszeliśmy armaty?
- Może jest za wcześnie?
Prychnięcie.
- Daj spokój, zabiliśmy ją dobrze dziesięć minut temu!
Wybucha kłótnia. Leżę nieruchomo na rozgałęzieniu i słucham uważnie każdego słowa. Nie patrzcie w górę, nie patrzcie w górę, nie patrzcie...
Moje gorączkowe błagania przerywa krzyk.
- Tracimy czas! Pójdę ją wykończyć i idziemy dalej.
Omal nie spadam z drzewa.
Rozpoznaję głos Jacka.