poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Ogarniam bloga...

Witojcie, witojcie. Taki ogólny post. Nie rozdział. Czytać, to się dowiedzieć.

1. Rozdziału nie było długo, ale muszę w końcu wziąć się za życie. Next prawdopodobnie pojawi się w weekend. Mam do napisania 2 sprawdziany w tym tygodniu, i kartkówkę z matmy do poprawy. Czyż to nie CUDOWNIE? (pytanie retoryczne):/

2. Niektórzy jeszcze pewnie nie wiedzą - czasami komentuję jako Dominika Papiernik, to moje drugie konto. Ale teraz częściej bd komentować jako Inez:*

3. NIE SPOILERUJĘ WIĘCEJ! JUŻ DOŚĆ POWIEDZIAŁAM! Jeżeli ktoś chce zadawać pytania typu "a czy Jack umrze na Arenie?" to na fejsie proszę. 'Donia Papiernik' się nazywam ;)

4. Dziękuję za komentarze! Jestem bardzo wdzięczna💕

5. Dotychczas rozdziały były przerabiane na podstawie "Igrzysk Śmierci". Nadal będą tam urywki z tej książki, ale treść będzie MOJA:D

6. Ten post zostanie usunięty wraz z następnym rozdziałem. Jakby ktoś miał jakieś pytania, wątpliwości, cokolwiek - pytanka w komentarzu proszę:) (chyba że mają one dotyczyć treści mojej historii - wtedy na fejsie;*)

Kocham Was<3

Queen^^

niedziela, 5 kwietnia 2015

Rozdział 10

To do roboty;)
Dziękuję wam tak baaaardzooooo<3<3<3<3<3<3 8 komentarzy;3 Kocham was, naprawdę<3 Nie zasługuję na takich czytelników. Tak dawno nie dodawałam rozdziału:/ Ale, jakby to ładnie powiedzieć, ,,psiapsióła" wbiła mi może nie nóż, ale szpilkę w plecy. Poza tym, mam problemy w szkole i w życiu towarzyskim, więc większość czasu zajmuje mi układanie tego, co mi z życia zostało:P pewnie się reszta niedługo odbuduje, ale... Jak wcześniej myślałam, że jestem z Zadupiu, myliłam się. To było tylko malutkie Zapupie, w porównaniu z tym:/ Ale jest już lepiej! Postaram się wrócić do rytmu. UWAGA! Podnosimy liczbę komentarzy! 4 kom = rozdział;) Ostatnio było ich więcej, dlatego tak sobie pomyślałam...:*


_________________________________
______________________



Na obiad idę w równie pochmurnym nastoju, z jakim wyszłam ze śniadania, chociaż oglądanie tych pięknych sukienek poprawiło mi nieco humor.
Kiedy weszłam do jadalni, trochę się zdziwiłam. Przy stole siedzieli Jack, North i Alison, ale również Peter i Cora. Ucieszyłam się na ich widok, może dzięki ich towarzystwu chociaż trochę poczuję się jak w domu. Dorośli rozmawiają o strategii, ja i Jack słuchamy uważnie i wtrącamy własne uwagi. Milczący młody mężczyzna w ciemnoczerwonym stroju nieco przypominającym mundur podaje nam wino w błyszczących kieliszkach. W pierwszym odruchu mam ochotę zaprotestować. Ale kiedy nadarzy się kolejna okazja, żeby spróbować? Biorę do ust łyk cierpkiego, wytrawnego napoju i pochodzę do wniosku, że można by go ulepszyć kilkoma łyżkami miodu. North jest uczesany, no i trzeźwy jak nigdy. Cora i Peter widocznie mają korzystny wpływ na Northa i Alison, którzy odnoszą się do siebie wyjątkowo grzecznie.
Po wypiciu mniej więcej połowy kieliszka wina czuję zawroty głowy i od tego czasu piję tylko wodę. Mam nadzieję, że nieznany mi dotąd uścisk niedługo ustąpi. Nie mam pojęcia, jak North może cały dzień funkcjonować w takim stanie.
Kiedy Ali i mój mentor prześcigają się w komplementach dotyczących naszych kostiumów, ja nie mogę oderwać się od posiłków. Krwisty befsztyk pokrojony w plastry cienkie jak papier, ser, który dosłownie rozpływa się na języku, ziemniaki pokrojone w paski, pieczone na oleju (tzw FRYTKI;) - dop. aut.), a to tego słodkie niebieskie winogrona. Obsługa, cisi ludzie w jednakowych czerwonych kostiumach, pilnują, by nasze talerze i kieliszki były stale napełnione.
W pewniej chwili dziewczyna z obsługi ustawia na stole wielki tort z jakimiś siedmioma poziomami i sprawnie go podpala. Ciasto staje w płomieniach, które jeszcze przez kilka chwil tańczą na brzegach smakołyku. Ogarniają mnie wątpliwości.
- Dlaczego ten tort się zapalił? Czy jest na alkoholu? - patrzę na dziewczynę. - To ostatnie, czego... Ej, ja cię znam!
Cóż, może nie był to zbyt bystry początek rozmowy, ale zawsze coś.
Nie potrafię przypomnieć sobie imienia dziewczyny ani naszego spotkania. Wiem jednak, że nie było ono miłe. Na widok dziewczyny żołądek i gardło ściskają mi się ze strachu i poczucia winy. Ciemnorude włosy, charakterystyczne rysy twarzy, porcelanowa cera. I ten strach w jej oczach, kiedy kręci przecząco głową i pospiesznie odchodzi.
Orientuję się, że czworo dorosłych obecnych przy stole obserwuje mnie jak jastrzębie ofiarę.
- Daj spokój, Elso - prycha Ali. - Niby skąd miałabyś znać awoksę?
- Kto to jest awoksa? - pytam.
- To ktoś, kto popełnił przestępstwo - wyjaśnia mi North. - Tej dziewczynie ucięto język, żeby nie mogła mówić. Zapewne dopuściła się zdrady, w takiej czy innej formie. Wątpię, żebyś ją znała.
- Ale, nawet jeśli, pamiętaj, że nie wolno ci się odzywać do awoksów, chyba że z poleceniami. Coś ci się przywidziało!
Nie, nic mi się nie przywidziało. Gdy North wspomniał o zdradzie, rozjaśnił mrok wspomnień z nią związanych. Przypomniałam sobie, jak bardzo siebie nienawidzę. Dezaprobata mentorów jest jednak tak znacząca, że nawet nie myślę, aby opowiedzieć im tę historię.
- No jasne, ja tylko... - szukając w głowie wymówki, łapię spojrzenie Jacka.
- Eadlyn Dimitrios. Mnie też wydawała się znajoma. Kubek w kubek Eadlyn - mówi.
Czuję ukłucie w klatce piersiowej i kręci mi się w głowie. Eadlyn jest byłą dziewczyną Jacka. Ma opaloną cerę, jest wysoka jak szafa, ma ciemne, brązowe włosy i jest podobna do pięknej awoksy mniej więcej w takim stopniu jak żuk do motyla. Wiem o tym, że chodziła z Jackiem, ponieważ chodzę z nimi do szkoły i parę razy widziałam ich razem na Czarnym Rynku. Poza tym, Eadlyn nieustannie się uśmiechała do wszystkich naokoło, z wyjątkiem mnie. Mi rzucała srogie spojrzenia. Nie widziałam uśmiechu na twarzy rudej. Szybko jednak podchwytuję sugestię Jacka.
- Racja, Eadlyn! To pewnie przez te włosy.
- I oczy. Też wydają się podobne.
- No proszę, i wszystko jasne - mówi Peter. - Wracając do twojego pytania: faktycznie, tort jest nasączony spirytusem, ale cały alkohol spłonął. Zamówiłem go specjalnie z okazji waszego debiutu - ciarki przechodzą mnie na plecach. 
Zjadamy tort, po czym przechodzimy do salonu, by obejrzeć powtórkę naszego wyjazdu z Ośrodka Szkoleniowego, kiedy to miałam na sobie tę nieziemską, błękitną suknię. Kilka innych par też wypadło nieźle, ale żadna nie dorasta nam do pięt. 
- Kto wpadł na pomysł, abyście trzymali się za ręce? - pyta North z zachwytem.
- Peter - odpowiada Cora.
- Idealnie odmierzona szczypta buntu - mówi mentor.
Buntu? Przyglądam się naszemu wyjazdowi. Wszyscy pozostali trybuci byli po przeciwnych stronach rydwanu. Patrząc na nich, można było odnieść wrażenie, że Igrzyska już się rozpoczęły. Rozumiem, o co chodziło Northowi. Zaprezentowaliśmy się jako przyjaciele, nie rywale, i ten fakt zapada ludziom w pamięć równie mocno jak nasze śnieżne kostiumy. 
- Jutro rano rozpoczynamy pierwszą sesję treningową. Elsa, pierwsze cztery godziny spędzisz z Alis, a ty, Jack - ze mną. Później się zamienicie - North patrzy ma nasz z zadowoleniem. - A teraz idźcie, dorośli chcą porozmawiać.
Razem z Jackiem idziemy w ciszy do korytarza, na którym znajdują się nasze pokoje. Tuż przed tym, jak chcę wejść do pokoju, Jack opiera się o framugę. Nie zasłania całego wejścia, ale widocznie chce, aby zwrócić na niego uwagę. Patrzę na niego pytającym wzrokiem.
- Eadlyn Dimitrios. Kto by się spodziewał, że właśnie tutaj spotkamy jej sobowtóra. 
Domaga się wyjaśnień, ale kiedy zacznę mu o niej opowiadać, może mnie wziąść za słabeusza. Nie mogłam do tego dopuścić, przecież za dwa dni trafimy na Arenę. 
- Racja, kto by się spodziewał.
Patrzy na mnie, odsuwa się i odchodzi. Widocznie nie takiej odpowiedzi się spodziewał. Ale nie ma co liczyć na nic więcej.
Zrzucam z siebie ubranie, idę pod prysznic, zakładam piżamę. Pokój nagle wydał mi się zbyt ciasny, wychodzę przejść się po korytarzach. Kiedy wracam, w moim pokoju zastaję rudą, podnoszącą moje ubrania z podłogi. Chcę ją przeprosić za to, że przeze mnie miała kłopoty, że uczynili ją niemową, i za to, że musi służyć osobie, która kiedyś jej nie pomogła, pozwoliła Nasturii ją okaleczyć.
- Ojej, przepraszam - mówię. Miałam zanieść te ubrania Peterowi. Naprawdę  przepraszam. Czy mogłabyś mu je zanieść? Bardzo przepraszam.
Udaję, że przepraszam ją za nieodniesione ciuchy. Moje przeprosiny sięgają jednak znacznie głębiej. Wstyd mi, że nie pomogłam jej tamtego dnia w lesie. Nie kiwnęłam palcem, kiedy posłańcy Kapitolu zabili jej chłopaka, a ją okaleczyli. 
Zachowałam się tak, jakbym oglądała fragment Igrzysk.
Wpełzam do łóżka. Przez cały czas drżę. Czy dziewczyna mnie nie pamięta? A skąd, wiem, że mnie rozpoznała. Nie zapomina się twarzy człowieka, który jest ostatnią nadzieją. Chowam głowę pod kołdrę, jakbym w ten sposób mogła schować się przed rudą niemową. Ale to nic nie daje, jej wzrok przebija ściany, drzwi, pościel i moje kurczowa zaciśnięte ze strachu powieki.
Ciekawe, czy patrzenie na moją śmierć sprawi jej przyjemność.


***


Pewnego dnia, na polowaniu, przysłuchiwałam się pięknemu śpiewu ptaków. Kiedyś, kiedy przychodziłam tu razem z ojcem, to on śpiewał, a zwierzęta milkły, zasłuchane. Miał naprawdę piękny głos. Czasami śpiewałam razem z nim, ale zaprzestałam takim próbom po ich wypadku. Znienawidziłam muzykę. Nagle wszystkie ptaki ucichły, a jeden z nich wydał z siebie ostrzegawczy pisk. Zza roślin wybiegła nagle dziewczyna o porcelanowej skórze, a za nią chłopak. Mieli worki pod oczami, a biegli tak, jakby od tego zależało ich życie. Chyba byli z Kapitolu. Mieli w sobie coś charakterystycznego dla niego. Tylko dlaczego ktoś z nich chciałby uciekać do Dwunastego Królestwa? Na to pytanie nadal nie znam odpowiedzi. Na pierwszy rzut oka widać było, że potrzebują pomocy. Ja jednak tylko patrzyłam.
Oboje rozglądali się w panice. Nagle dziewczyna spojrzała mi w oczy. I błagała o pomoc. Nie reagowałam. Na las spłynął dziwny cień. Nad naszymi głowami pojawił się poduszkowiec. Z pokładu nagle spadła dziwna sieć, która złapała dziewczynę. Chłopaka przebili jakąś dziwną włócznią. Dziewczyna coś krzyknęła, chyba imię chłopaka. To był jej ostatni krzyk.


***


W nocy nęka mnie obraz porcelanowej lalki z ogniście rudymi włosami, przeplatany wspomnieniami z poprzednich głodowych igrzysk, które oglądałam bezpieczna przed telewizorem. Wrzeszczę do rodziców, aby uciekali, kiedy Kapitol zsyła na nich miliony bomb. Widzę Annę, wychudzoną i przerażoną. Prim zostaje awoksą, milion razy widzę, jak prezydent Moretz ucina jej język. Kiedy rano się budzę, czuję prawdziwą ulgę. Przez okna wpada światło brzasku. Ubieram się w dżinsy i T-shirt, pewna, że to najbardziej praktyczny strój na dzisiejszy dzień. Alison i North mają nas przygotować do prezentacji telewizyjnej, w trakcie której każdy trybut odpowiada na pytania Caesara Flickermana, którego nasturiańska publiczność ubóstwia. Zmierzam więc do pokoju Ali. Na początek wkładam długą sukienkę oraz buty na piętnastocentymetrowym obcasie. Wiem, że jestem dość niska, ale bez przesady! Przed prezentacją dostanę inne ubranie, ale w tym mam nauczyć się chodzić. Najgorsze są buty, ale Ali naokrągło biega w szpilkach, więc dochodzę do wniosku, że skoro ona potrafi, to ja również. Sukienka nieustannie plącze mi się koło kostek, a kiedy tylko ją podciągam, Ali biegnie do mnie jak jastrząb do ofiary i bije po rękach.
- Tylko to kostek! - krzyczy.
Po godzinie w końcu opanowuję chodzenie, ale okazuje się, że to tylko kropla w morzu. Zostało mi jeszcze siedzenie, picie, jedzenie, uśmiechanie się, łapanie i utrzymywanie kontaktu wzrokowego, trzymanie prosto, zwłaszcza, że mam skłonności do patrzenia w ziemię i pochylania głowy. Mentorka każe mi wygłaszać banalne sformułowania, które zaczynam z uśmiechem, mówię z uśmiechem lub kończę z uśmiechem. Po czterech godzinach tortur policzki same układają mi się w sztuczny uśmiech. Alison wzdycha.
- Elsa, robiłam co mogłam. Pamiętaj: chcesz, aby widzowie cię polubili.
- Twierdzisz, że mnie nie polubią?
- Nie przypadniesz im do gustu, jeśli będziesz patrzyła na nich spode łba. Pomyśl, że otaczają cię przyjaciele.
Prycham. Oni zakładają się o to, jak długo przeżyję! To nie są moi przyjaciele!
Wychodzę do Northa, podciągając sukienkę aż do ud.
U Alison byłam torturowana, miałam więc nadzieję, że u mojego mentora będzie nieco przyjemniej. Grubą się myliłam. Po obiedzie North prowadzi mnie do salonu, każe usiąść na kanapie i przez chwilę mierzy mnie spojrzeniem.
- Co jest? - nie wytrzymuję.
- Zastanawiam się, co z tobą zrobić.
Unoszę brew.
- Muszę zadecydować, jak będziemy cię prezentować. Masz być urocza? Szczera? Radosna? Twardo stąpająca po ziemi? Wyniosła? Jak dotąd prezentujesz się doskonale. Twój wygląd zapadł ludziom w pamięć. Zdobyłaś dwanaście punktów, to najlepszy wynik od zawsze. Widzowie są zaintrygowani, ale nikt nie wiem, kim jesteś. Trzeba cię godnie zaprezentować. Wiesz o tym. Nie wiem, skąd wytrzasnęłaś tę pogodną dziewczynę na rydwanie, ale nie widziałem jej ani wcześniej, ani później. Postaraj się. Zachwyć mnie.
- Doskonale! - warczę.
- Opowiedz mi o twojej przeszłości.
- Ale ja nie chcę! Ci ludzie odbierają mi przyszłość. Nie pozwolę, by odebrali mi też to, co liczyło się dla mnie w przeszłości.
- Musisz się postarać! Od tego zależy, co się z tobą stanie na Arenie. Na razie masz w sobie tyle uroku, co zdechła dżdżownica - cedzi.
Ała. To nie było miłe. Chyba North też zorientował się, że przegiął, bo kontynuuje zdecydowanie łagodniej.
- Mam pomysł. Będziesz skromna.
- Skromna... - mówię.
- Dokładnie. Zachowuj się, jakbyś nie mogła uwierzyć, że taka dziewczyna jak ty, w dodatku z Dwunastego Królestwa, tak dobrze sobie poradziła. Napomknij, jak mili ludzie tu mieszkają. Mów, że miasto jest oszałamiające. Bądź wylewna.
Już po pierwszej próbie uświadamiam sobie, że nie potrafię być wylewna. Wściekam się na Northa i myślę wyłącznie o tym, jak niesprawiedliwe są głodowe igrzyska. Dochodzi o tego, że z wściekłością cedzę słowa. Próbujemy zrobić ze mnie tupeciarę, ale brak mi arogancji. Najwidoczniej jestem zbyt wrażliwa do roli dzikuski. Nie jestem ani zabawna, ani seksowna, ani tajemnicza.
- Poddaję się, skarbie. Po prostu odpowiadaj na pytania i postaraj się nie dać ludziom do zrozumienia, jak otwarcie nimi gardzisz.
Kolację zjadam w swoim pokoju. Zamawiam ogromne porcje smakołyków. Następnie rozładowuję złość na Northa i Nasturię. Naczynia fruwają po pokoju. Kiedy wchodzi rudowłosa awoksa, by zaścielić mi łóżko, otwiera szeroko oczy.
- Nie sprzątaj! - krzyczę na nią. - Tak jest dobrze!
Jej także nienawidzę. Nienawidzę jej pogardliwego spojrzenia, z którego wnioskuję, że uważa mnie za tchórza i marionetkę Nasturii. Ale dziewczyna nie słucha mnie, idzie do łazienki. Wraca z wilgotną szmatką, którą wyciera mi twarz i dłonie, pokaleczone szkłem. Dlaczego jej na to pozwalam?
- Przepraszam. Powinnam wam wtedy pomóc - zły napływają mi do oczu.
Kręci przecząco głową, dotyka swoich ust, a potem wskazuje na mnie. Chce mi chyba powiedzieć, że wtedy też byłabym awoksą. Ma rację, ale co z tego? Nawet nie pomyślałam, aby pomóc jej i chłopakowi. Teraz zapłacę za to życiem na Arenie.
Przez następną godzinę pomagam dziewczynie sprzątać. Kiedy wszystkie śmieci trafiają do kosza, dziewczyna wychodzi, a ja biorę kąpiel. Dzięki rzucaniu talerzami jest mi o wiele lżej.
Następnego dnia zajmuje się mną ekipa przygotowawcza. Skaczą koło mnie do późnego popołudnia. Dzięki nim moja skóra przypomina aksamit, a na ramieniu mam wzór szronu. Fryzurą zajmuje się Margaret, która upina mi włosy z lewej strony tak, że opadają pięknymi falami na prawe ramię. Do tego reszta ekipy pryska mnie srebrnym brokatem, tak, że wyglądam jakbym świeciła własnym światłem. O godzinie trzeciej wchodzi Peter. Trzyma w dłoniach coś, co jest chyba moją sukienką, ale nie mam pewności, bo jest starannie zasłonięta.
- Zamknij oczy - mówi.
Czuję, jak jedwabisty materiał spływa mi po ciele. łapię Margaret za ramię i wsuwam nogi w buty, które są podejrzanie wygodne. Co chwila ktoś kręci się naokoło mnie i coś poprawia.
- Czy mogę już otworzyć oczy? - pytam.
- Tak - słyszę głos Petera. otwórz.
Istota, którą widzę w lustrze, z pewnością nie jest z tej planety. Moja skóra połyskuje brokatem, ale nie jest go za dużo. Mam wielkie, niebieskie, ale ciepłe oczy, malinowe usta oraz pięknie podkreślone rysy twarzy. Och, moja sukienka jednak robi największe wrażenie. Jest bez ramiączek, ma podwyższoną talię. Jej dolna część sięga mi ud, jest w kolorze nieba o zmierzchu. Od pasa zaczyna się spódnica, która jest półprzezroczysta, Pokrywają ją idealne lodowe wzory, które wyglądają jak autentyczny lód, a nie materiał. Jest to taka delikatna siateczka, że nawet nie czuję jej ciężaru. Sukienka jest zjawiskowa. Może dzięki mojemu oszałamiającemu wyglądowi widzowie nie zauważą, jakie głupoty będę zapewne gadać.



(tak wyglądała mniej-więcej kiecka i fryzura Elsy - pierwsza od prawej - dop. aut.)



- Och, Peter - wzruszam się. - Dziękuję.
- Obróć się - prosi.
Wiruję i widzę, jak ze spódnicy opadają wirujące śnieżynki. Ekipa wznosi okrzyki zachwytu.
- Czy wszystko już gotowe na twoją prezentację? - pyta ostrożnie. Z tonu jego głosu słyszę wyraźnie, że już wie, jaka jestem beznadziejna.
- Cokolwiek ćwiczyłam z Northem, szło mi fatalnie. Nie umiem dostosować się do żadnej preferowanej przez niego roli. 
Peter myśli przez chwilę.
- Może spróbowałabyś być sobą?
- Nie ma opcji. Zdaniem Northa jestem pochmurna i wrogo nastawiona.
- No bo jesteś... w towarzystwie Northa - uśmiecha się szeroko. - Pomyśl, że odpowiadasz swojemu najlepszemu przyjacielowi. Kto nim jest?
- Prim - odpowiadam bez wachania. - Ale to nie ma sensu. Po co miałabym odpowiadać na jej pytania, skoro już wszystko o mnie wie?
- A kto jest twoim najlepszym przyjacielem tutaj?
Chwilę zastanawiam się nad odpowiedzią. North zdecydowanie nie. Alison jest zbyt wyniosła na moją przyjaciółkę. Ekipa przygotowawcza... trudno ich nie lubić, ale to po prostu skończeni idioci. Został mi Peter. Wiedział o moich zdolnościach, ale nawet nie zapytał, skąd je mam. Nie wtrącał się. Nie wydał mnie. Tak, zdecydowanie to on najbardziej nadaje się na mojego przyjaciela.
- Ty - przyznaję szczerze.
- Więc odpowiadaj na pytania tak, jakbyś opowiadała coś mi - prosi. Uśmiecham się.
- Okej, wielkie dzięki.
Kiedy wychodzimy z pokoju, przypominam sobie o czymś.
- Peter! - krzyczę. - Rękawiczki!
- Aaa, racja - mówi. Wyciąga z szafy dwie rękawiczki w kolorze sukienki. Zakładam je. Już ledwo co trzymam emocje na wodzy, co dopiero podczas wywiadu.
Chciałabym iść na pierwszy ogień i mieć to już za sobą, tymczasem będę musiała oglądać, jak uroczy, tajemniczy, zabawni i seksowni są inni trybuci.
Pierwsza jest jednak dziewczyna z Jedynki. Ma na sobie ładną, ale dość prostą sukienkę w niebieskim odcieniu. Rudowłosa prezentuje się dobrze, ale w porównaniu z moją kreacją to siano.
Kolejna osoba, na którą zwracam uwagę, to dziewczyna z Dwójki. Ma fioletową, półprzezroczystą kieckę w uroczym odcieniu fioletu. Nasturia jakąś maszyną przedłużyła jej włosy i przefarbowała na jasny blond, dzięki czemu dziewczynie spływają na plecy złociste blond fale. Co tu więcej mówić, chodzący seksapil.
Chłopak z dwójki również robi na mnie wrażenie, ale groźne. Od razu wiem, że nie mam z nim szans. Ma jakieś metr osiemdziesiąt i jest naprawdę dobrze zbudowany. Dziewczyna z Piątki, ta o lisiej twarzy, prezentuje się tak, jakby chciała pozostać niezauważona. Nie chodzi o to, że jest nieśmiała. Zachowuje się tak, jakby chciała skorzystać z tego, że każdy się będzie bił, a ona skorzysta z zamieszania i ucieknie. Od razu wiem, że lisia twarz zaskakująco dużo o niej mówi.
Kolejną interesującą osobą jest na oko czternastoletnia blondwłosa dziewczynka z Jedenastego Królestwa. Jest urocza i rozbrajająca. Chociaż na początku nie wiem, dlaczego zwróciłam na nią uwagę, to później uświadamiam to sobie: bardzo przypomina mi Annę. Są w tym samym wieku i obydwie nie ważą więcej niż trzydzieści parę kilogramów, nawet przemoknięte do suchej nitki. Ja zresztą nie ważę więcej. Mimo różnicy trzech lat, ja i Anna jesteśmy prawie identyczne, tylko ona ma jeszcze dziecięce rysy twarzy. Poza tym różnimy się tylko kolorem włosów i ilością piegów na nosie, w przeciwieństwie do naszych charakterów, które dzieli przepaść.
Kiedy nadchodzi moja kolej, mechanicznie wychodzę na scenę i zajmuję miejsce obok Caesara. Jak przez mgłę słyszę westchnienia widowni na widok mojej sukni. Uśmiecham się.
- Przyjazd do Nasturii musi być dla ciebie ogromną zmianą, Elso - mówi. - Co wywołało na tobie największe wrażenie?
Zastanawiam się przez chwilę nad odpowiedzą, drżące ręce wcale mi nie pomagają. Nagle zauważam Petera wśród widowni. Prawie słyszę, jak mi przekazuje: ,,Bądź szczera", mówi. ,,Szczera".
- Potrawka z jagnięciny - odpowiadam. Słyszę cień śmiechu wśród widowni i ja sama mimowolnie się uśmiecham.
- Powiem ci coś - nachyla się ku mnie. - Na widok ciebie na rydwanie, serce mi zamarło. Co sobie pomyślałaś na temat tak zjawiskowego kostiumu?
Roześmiałam się, ale jak dla mnie zbyt sztucznie.
- Pomyślałam sobie, że Peter jest naprawdę wspaniały i nie mogłam uwierzyć, że ubrał mnie w coś tak pięknego. Nie mogę również uwierzyć, że mam na sobie tę suknię - wstaję i unoszę jej brzegi do góry. - Spójrzcie tylko!
Na widowni słychać pomruk podziwu, a ja patrzę na Petera. Kręci palcem małe koła. Chce, abym się obróciła i to właśnie robię. Widownia niemal nie mdleje z zachwytu.
- Och, powtórz to koniecznie! - domaga się Caesar. 
- Nie mogę, kręci mi się w głowie! - mówię, padam na kanapę i chichoczę, chyba pierwszy raz w życiu. No cóż, nerwy i piruety zrobiły swoje.
- Spokojna głowa. Przy mnie jesteś całkiem bezpieczna. Teraz pomówmy o twojej ocenie. Dostałaś jedenastkę. Czy możesz nam powiedzieć, co takiego zaprezentowałaś?
Waham się.
- Bardzo bym chciała, ale to chyba zabronione, prawda? - pytam.
Przez barierkę nad widownią wychyla się organizator. Rozpoznaję w nim tego człowieka, co wpadł do wazy z ponczem.
- Nie wolno jej mówić! - krzyczy. Oddycham z ulgą.
- Niestety, muszę milczeć jak grób.
- Wobec tego wróćmy do momentu, w którym podczas dożynek wyczytano nazwisko twojej siostry. Zgłosiłaś się dobrowolnie. Czy możesz nam o niej opowiedzieć?
Nie. Wam wszystkim nie. Ale Peterowi tak.
- Ma na imię Anna i ma czternaście lat. Kocham ją ponad życie - mówię cicho.
Na sali zapada cisza jak makiem zasiał. 
- Powiedziała ci coś? Po dożynkach?
- Tak. Powiedziała, że mam do niej wrócić i się postarać.
- I postarasz się?
Przełykam ślinę.
- Ze wszystkich sił.
- Z pewnością dotrzymasz obietnicy - mówi pokrzepiająco. - Niestety, czas nam się skończył. Miło było cię zobaczyć, Elso. Wystąpiła przed państwem Elsa Ice, trybut z Dwunastego Królestwa.
Z ulgą zeszłam ze sceny, ale brawa jeszcze długo nie milkną. Przez większą część prezentacji Jacka koję stargane nerwy, nie przysłuchując się za bardzo odpowiedziom chłopaka. Wytężam słuch dopiero wtedy, gdy Caesar wypytuje go o dziewczynę.
Jack waha się przez chwilę, ale bez przekonania kręci głową.
- Przystojniak z ciebie - przyznaje Caesar. - Na pewno znasz jakąś wyjątkową dziewczynę, przyznaj się, jak ma na imię?
- Tak, znam jedną wyjątkową - przyznaje niechętnie Jack. - Podoba mi się, odkąd sięgam pamięcią, ale pewnie aż do tegorocznych Dożynek zapewne nie zwracała na mnie uwagi. Poza tym, podoba się bardzo wielu chłopakom.
- W taki razie wiem, co musisz zrobić - mówi poufale Caesar. - Wygraj Igrzyska i wróć do domu. W takiej sytuacji na pewno ci nie odmówi, zgadza się? - dodaje.
- Nie do końca. Zwycięstwo, z mojej sytuacji nie załatwia sprawy.
- A to dlaczego - zdumiewa się Caesar.
- Ponieważ... - jąka się. - Ponieważ... ona tu ze mną przyjechała.
Tu wstawcie sobie najdłuższą i najbardziej pustą chwilę ciszy w historii najdłuższych i najbardziej pustych chwil ciszy. Nagle widzę na ekranach moją zaskoczoną twarz z rozchylonymi ustami. Mam ochotę zaprotestować, ale głos więźnie mi w gardle. Zagryzam wargi i wbijam wzrok w podłogę, licząc na to, że uda mi się zamaskować emocje, które we mnie kipią.
- A to pech - wzdcha Caesar.
- Kiepsko jest - zgadza się Jack.
- W takim razie, wszystkiego dobrego, Jacku Froście. Chyba nie skłamię, jeżeli w imieniu całej publiczności zapewnię cię, że Elsa skradła też nasze serca.
Tłum ryczy ogłuszająco, kiedy Jack schodzi ze sceny. Po chwili wszyscy musimy na nią wyjść, aby odśpiewać hymn narodowy. Z Jackiem stoimy zalewnie pół metra od siebie, który w głowie widzów staje się przeszkodą nie do pokonania. Biedni, nieszczęśliwi kochankowie.
Ale ja wiem swoje.
Po hymnie wszyscy wracają z powrotem do naszego centrum, Ośrodka Szkoleniowego. Starannie wybieram windę, w której nie napotkam Jacka, jednak kiedy wychodzę z niej i zmierzam ku pokojowi, widzę, że wychodzi z drugiej kabiny. Bez zastanowienia walę go otwartymi dłońmi w klatkę piersiową. Wpada prosto na wazę, która spada na ziemię, gdzie rozbija się na tysiąc drobnych kawałków, a Jack ląduje w nich. Jego ręce momentalnie spływają krwią.
- Za co? - pyta oszołomiony.
- Nie miałeś prawa wygadywać o mnie takich rzeczy! - cedzę przez zęby. W tej samej chwili na korytarz wchodzą North, Alison, Peter i Cora.
- Co się dzieje? - pyta Ali. - Upadłeś?
- Po tym, jak ona mnie popchnęła.
North obraca się w moją stronę.
- Pchnęłaś go?
- To był pana pomysł, prawda?
- Idiotka z ciebie - mówi mentor. - Ofiarował ci coś, czego sama nigdy byś nie osiągnęła.
- Zrobił ze mnie słabeusza! - krzyczę mu w twarz.
- Nieee - mówi. - Dzięki niemu ludzie patrzą na ciebie pożądliwie! Tutaj naprawdę przydałaby ci się pomoc. Jack wyznał, że podobasz się nie tylko jemu, ale też wielu innych chłopcom. Byłaś romantyczna jak ziemniak - mówi z niesmakiem. - Teraz ludzie mówią tylko o tobie i o nim. Nieszczęśliwi kochankowie z Arendelle!
- Ale my nie jesteśmy nieszczęśliwymi kochankami! - protestuję.
- A kogo to obchodzi? - mówi.
Zastanawiam się przez chwilę, po czym dodaję już spokojniej:
- Czy po mojej reakcji pomyślelibyście, że ja również mogłabym się w nim zakochać?
- Ja tak - przyznaje Cora. - W charakterystyczny sposób zarumieniłaś się, spuściłaś wzrok, zagryzłaś wargi...
Wszyscy przytakują.
- Szczęściara z ciebie, skarbie - mówi North. - Już masz sponsorów jak w banku.
Czuję się zażenowana.
- Przepraszam, że cię popchnęłam - mówię.
- Spoko - mówi. 
- Ja tam twoje dłonie? - pytam?
- Zagoją się - bagatelizuje sprawę.
Zapada milczenie i po chwili czuję słodki zapach czekolady z kuchni.
- Chodźmy coś przekąsić - mówię.
Kolacja przebiega w dość miłej atmosferze, ale okazało się, że Jack krwawił zbyt mocno, więc poszedł z Northem do pielęgniarki, przez co wyrzuty sumienia ścisnęły mnie mocno za gardło. Jutro wyruszamy na Arenę! Przez moje narwane emocje Jack mógłby zginąć, a mimowolnie, mimo tego, jak go nienawidzę, nie chcę jego śmierci. Kiedy tylko myślę o tym, że mogłoby go nie być, mój brzuch zwija się w supełek. Dlaczego targają mną tak sprzeczne emocje?



***


Następnego ranka nie spotykam się ani z Jackiem, ani z Northem, ani z Ali. Zostaje mi tylko Peter, który przychodzi do mnie rankiem i wręcza mi skromną sukienkę, a następnie prowadzi na dach. Jak z pod ziemi wyrasta przed nami poduszkowiec, z którego wysuwa się drabina. Wchodzę na nią, po czym momentalnie nieruchomieję, jak sparaliżowana. Silny przepływ prądu uniemożliwia mi chociażby najlżejszy ruch. Kiedy drabina wjeżdża już na pokład, prąd odpuszcza i z westchnieniem upadam na tyłek. Widzę przed sobą Petera, który uśmiecha się i pomaga mi wstać. Pojawia się awoks, który prowadzi nas na śniadanie. Czuję przykry uścisk w żołądku, ale mimo to opycham się, ile wlezie. Kto wie, kiedy spożyję następny posiłek? Doskonały smak nasturiańskich potraw nie robi na mnie najmniejszego wrażenia. Równie dobrze mogłabym jeść korę z drzewa.
Po jakichś dwóch godzinach okna zostają zaciemnione, a to niechybny znak, że zbliżamy się do Areny. Poduszkowiec ląduje. Wysiadam z Peterem z niego, po czym udajemy się do pomieszczenia, gdzie nastąpią oficjalne przygotowania. Będę pierwszą i ostatnią osobą, która skorzysta z tego pokoju. Arena to miejsce o znaczeniu historycznym, często później odwiedzana przez nasturiańskich zwolenników Igrzysk. Peter zaplata mi włosy w wymyślnego koka z tyłu głowy. To niesamowita fryzura, wygląda fantastycznie, a jednocześnie jest długotrwała i nie sprawia problemów. Dostaję paczkę z ubraniem. Styliści nie mieli na nie żadnego wpływu, nawet nie wie, co znajdziemy w środku. Idę się przebrać. Wracam w prostych, długich, beżowych spodniach i fioletowej bluzce, na którą zarzucam błękitną bluzę z kapturem. 
- Ta bluza jest bardzo ciepła - mówi. - A bluzka bardzo przewiewna.
W jego słowach usłyszałam radę: ,,Spodziewaj się chłodnych nocy i upalnych dni". Jako mój stylista nie może mi nic podpowiadać, więc zaszyfrował tą wiadomość najprościej jak potrafił. W przeciwnym razie groziłoby mu niebezpieczeństwo. Kiwam głową, dając mu do zrozumienia, że rozumiem, co chciał mi przekazać.
Kiedy wydaje mi się, że jestem już gotowa, Peter wyciąga z kieszeni moją złotą broszkę.
- Skąd ją masz? - pytam.
- Znalazłem ją przy jednym z kompletów, które nosiłaś - mówi. - Pamiętaj, możesz wziąć ze sobą jedną pamiątkę - uśmiecham się. Odwzajemniam uśmiech, po czym biorę od niego broszkę i przypinam ją do ubrania. - Sprawdź, czy ci wygodnie.
Spaceruję, biegam, skaczę, macham ramionami.
- Tak, bez zarzutu - stwierdzam. - Wszystko pasuje idealnie.
- Czyli nie mam już nic do roboty. Czesz coś przekąsić? - proponuje.
Nie mam ochoty na jedzenie, ale chętnie sięgam po szklankę wody, którą wypijam małymi łykami. Później, z braku innego zajęcia, biorę do rąk szpilkę, znalezioną na podłodze, i bawię się nią. Im dłużej siedzę bezczynnie, tym zabawa staje się boleśniejsza. W końcu  na koniuszku palca wskazującego pojawia się kropelka krwi.
- Elsa, chcesz pogadać? - pyta Peter.
Kręcę przecząco głową, ale Peter dotyka mojej ręki. Patrzę na niego pytająco.
- Możesz jej użyć - szepcze.
Nie, nie mogę. W Zjednoczonych Królestwach posiadanie mocy nie zdarza się rzadko. Ale nigdy nie jest to lód. Zazwyczaj to pyły robione z magicznych roślin, przewidywanie przyszłości i tym podobne. Nie władza nad żywiołem! Nie grozi za to śmierć, teoretycznie mogę użyć mocy na Arenie. Ale wtedy wszyscy zrozumieliby, kim jestem. Zauważyliby we mnie potwora, za którego się uważam. Nie mogę do tego dopuścić. 
- Poważnie? - pytam.
- Jak najpoważniej - odpowiada. W tej samej chwili rozbrzmiewa dzwonek, znak, że czas się żegnać. - Powodzenia, dziewczyno, która igrasz z lodem. 
Wchodzę do kapsuły, która momentalnie zamyka się. To ona ma mnie wynieść na Arenę. Patrzę na Petera. Dotyka palcami podbródka. Głowa do góry, mówi. Prostuję się. Kapsuła podnosi się wraz ze mną. Na kilka sekund otaczają mnie ciemności, po czym czuję, jak metalowa płyta pod moimi stopami wypycha mnie z cylindra. Oślepia mnie blask dnia, ale szybko uświadamiam sobie, że chłodny wiatr niesie ze sobą kojący zapach sosen.
Nagle słyszę głos z przestworzy.
- Panie i panowie, Trzynaste Godowe Igrzyska uważam za rozpoczęte!